Niechcący kopnąłem w kościelną ławkę i szybko rozejrzałem się dookoła. Nikt jednak nie zwrócił na mnie uwagi, mogłem więc udawać, że bardzo cieszę się z tego, co rozgrywa się przed moimi oczami. Coś ściskało mnie w żołądku, było mi też trochę niedobrze, a do poczerwieniałych oczy podchodziły łzy. Ale to nie przeszkadzało ani księdzu, ani — przede wszystkim — parze młodej.
— Oni są tacy piękni — zawyła jakaś babcia obok mnie. — Och, proszę, masz chusteczkę, synku. Myślałam, że tylko my, starsi, tak się wzruszamy na takich ceremoniach.
Wziąłem od niej chusteczkę, otarłem oczy i głośno wydmuchałem nos. Kilka osób chrząknęło znacząco.
Nina stała tuż przede mną, też płakała. Tak bardzo chciałem ją ucałować, dotknąć jej twarzy. Ale nie mogłem się stąd wyrwać, bo przed kompletnym ośmieszeniem się i narażeniem na dostanie piąchą w twarz od jej narzeczonego... Och, nie, od jej męża. Nie, właściwie to nic mnie nie trzymało. Nic prócz n i e j.
Nie miała tak pięknej sukni jak Iris w dniu swojego ślubu. Nina postawiła na mnóstwo falban i wielkie, bufiaste rękawy. Nie robiło mi to jednak różnicy, podobała mi się we wszystkim, nawet wtedy, kiedy płakał z uśmiechem na twarzy, patrząc prosto w oczy swojego męża.
Znów bolało.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy dobrym pomysłem byłoby krzyknięcie: „nie! Ja się nie zgadzam!”.
W ręku ściskałem bukiet żonkili. Oznaczały miłość, nieodwzajemnioną, ale miłość. Taką, jaką darzyłem Ninę. Jestem gotów sądzić, że jej mąż, Brad, nigdy nie będzie kochać jej tak bardzo jak ja. Ale co ja tam o nim wiem, jest aktorem teatralnym, oni potrafią kłamać w żywe oczy. Swoją drogą, czy zawód aktora teatralnego jest bardziej romantyczny od pracownika księgarni? Muszę zapytać Iris. Ale zgaduję, że tak skoro Nina wybrała Brada.
On ścisnął jej chudą, opaloną rękę i drżącymi dłońmi nałożył obrączkę na jej palec. Uśmiech na twarzy Niny przerodził się w głośny okrzyk radości. Wszyscy się cieszyli, ksiądz otarł łzę, która spływała po jego policzku.
Nie. Nina nie wybrała Brada, bo nigdy nie dowiedziała się, że kochałem ją naprawdę mocno. Myślała, że jest moją kolejną, nudną dziewczyną. Choć wcale nie byłem podrywaczem, prędzej już moja siostra, Iris. Naprawdę się w niej zakochałem; w jej rudych lokach, piegowatym nosie, zielonych, błyszczących oczach i słodkim głosie. I — na ironię — lubiła żonkile. Przyszedłem tu tylko dla niej, chciałem odbyć ostateczne pożegnanie. Okazało się jednak, że jestem samolubem i nie potrafię dać odejść Ninie. A w końcu, jeśli kogoś się kocha, to pozwala mu się odejść. Podobno też ma wrócić, ale w naszym przypadku nie jest to możliwe.
Pocałował ją.
Tchórz! Tchórz! Wyszedłem z ławki. Tchórz! Tchórz! Ostatni raz spojrzałem na Ninę, ale ona nie zwracała na mnie uwagi, jego usta były ważniejsze. Tchórz! Tchórz! Szedłem szybkim krokiem do wyjścia, dobrze wiedziałem, że wzrok wszystkich gości skierowany był na mnie. Tchórz! Tchórz! Tchórz! Przypomniałem sobie o kwiatach, dlatego odwróciłem się w kierunku jednej z ostatnich ławek. Siedziała w niej jakaś kobieta, zwrócona do mnie tyłem. Tchórz! Podszedłem do niej i znieruchomiałem.
Spojrzała mi prosto w oczy z delikatnie rozchylonymi ustami. Długie, czarne włosy opadały na jej ramiona. Na pewno nie był Brytyjką, prędzej Włoszką. Taką piękną.
Oniemiały wręczyłem jej bukiet żonkili i pognałem przed siebie, oglądając się tylko dwa razy. Raz spojrzałem na kobietę, raz na Ninę.
Obydwie patrzyły wprost na mnie.
Na dworze, szamotałem się przez kilka minut z kluczykiem od samochodu. Nie chciał się otworzyć. Wszystko musiało działać dzisiaj przeciw mnie! Kopnąłem w koło, noga zabolała. Ewidentnie za dużo kopię.
Spojrzałem na katedrę świętej Barnaby. Wiedziałem już, że będę jej nienawidzić i że do końca życia kojarzyć mi się będzie z Niną, Bradem, ich głupim ślubem i zasmarkanym nosem. Jedyne miłe rzeczy jakie mnie tam spotkały to ta babcia od chusteczek i Włoszka, która siedziała teraz z moimi drogimi żonkilami dla Niny. Wyobrażałem sobie ten dzień zupełnie inaczej. Chciałem spokojnie przesiedzieć w trakcie ceremonii, powstrzymać serce i uronić tylko dwie łzy. Potem pogratulowałbym Ninie i Bradowi, trochę za mocno ścisnął jego rękę i wręczył jej bukiet. Potańczył z ładną dziewczyną, taką jak ta Włoszka, trochę się napił, najadł i poszedł do domu.
Naprawdę dobrze by było zatańczyć z tą Włoszką i popatrzeć w jej czarne oczy, dotknąć miłej w dotyku, delikatnie opalonej skóry... A jeśli nagle okaże się, że jestem zbyt kochliwy? I naprawdę nie kocham Niny? Czy ja wyolbrzymiam? Nie, Nina ciągle bolała.
Myślałem, że to już koniec przedstawienia przed moimi widzami-przechodniami patrzącymi na zapłakanego faceta przed katedrą, bo samochód w końcu się otworzył, ale ewidentnie końcem to nie było. Pewnie nawet bym j e j nie dostrzegł, bo nie patrzyłem, ale krzyczała. I nie była to Nina.
— Proszę pana!
Nie reagowałem.
— PROSZĘ PANA!
Odwróciłem głowę i znów ujrzałem piękną włoszkę. Biegła do mnie z żonkilami w ręku. Materiał jej bordowej sukienki powiewał na wietrze. Zrobiłem dwa kroki do przodu, kiedy ona była już przy mnie. Ciągle perfekcyjna.
— Coś się stało? — zapytałem i opuściłem bezradnie ręce. — Kwiaty się nie podobają?
Zmieszała się.
— Nie, są bardzo piękne. Dziękuję. — Dotknęła żółtych płatków długimi palcami. — Chciałam zapytać czy to panu nic się nie stało.
— Zupełnie nic. — Potrząsnąłem głową.
— To dobrze — ona za to nią pokiwała, jej włosy mieniły się w blasku popołudniowego słońca — ale pan tak wyszedł. Nie wiedziałam. Myślę tylko, że kwiaty powinny trafić do właściwego adresata.
— Słucham?
Cofnęła się o krok i spojrzała mi prosto w niebieskie oczy. Musiałem spuścić wzrok.
Gdybym kiedykolwiek był malarzem, twórcą, artystą to wiedziałem już jakby wyglądała moja muza. Pierwszy raz na oczy widziałem muzę, ale od razu zrozumiałem, że tak właśnie wyglądają muzy.
Są Włoszkami.
— One nie były dla mnie. Nie chodzi o to, że się nie cieszę. Tak po prostu.
— Jesteś ciekawa do kogo powinny trafić?
Chciała zaprzeczyć, ale nie zdążyła.
— Do panny młodej — szybko odpowiedziałem.
Teraz ona nie patrzyła na mnie, a ja wiedząc, że dzień już się kończy i że w nocy nie będę mógł na nią patrzeć, zrobiłem to teraz. Perfidnie. Nie była jak Nina, bo w Ninie nauczyłem się dostrzegać piękno. Takich kobiet, których uroda zabijała się wystrzegałem, a taką była właśnie Włoszka. Mogłem tylko patrzeć.
Patrzyłem więc długo.
— Wie pani, pannie młodej z reguły daje się bukiet kwiatów. Mógłbym się tym wytłumaczyć, jednak źle to wygląda, biorąc pod uwagę to, że wyszedłem w trakcie pocałunku. To może trochę przeszkodzić w pani wyobrażeniu moich uczuć do panny młodej — powiedziałem po chwili. — Muszę już iść. Do widzenia.
Ona już nic nie mówiła, pozwoliła mi wsiąść do starego samochodu, męczyć się przy czterominutowym zapalaniu go i odjechać. Naprawdę miałem ochotę spalić się ze wstydu. Nigdy jeszcze nie zwróciłem na siebie uwagi tylu osób naraz.
*
Dom rodziców od kilkunastu lat nie przeszedł remontu, choć ewidentnie go potrzebował; żółte tapety w kwiatki z kuchni i jadalni wyglądały naprawdę odpychająco, a co gorsza, kojarzyły mi się z ciotką Dolores, która wpychała we mnie szpinak, gdy miałem osiem lat.
Jak w każdy wtorek, mama zrobiła zapiekankę, pozapraszała wszystkich i oczekiwała zdobycia najświeższych plotek, takich, które można przeżywać przez następne dwa dni. Siedzieliśmy więc w ósemkę przy wielkim stole narad mamy i czekaliśmy aż poda do stołu. Dziadek opowiadał właśnie jakąś historię o połowie ryb, babcią zawładnął nieopanowany chichot, Iris co chwila latała do kuchni, aby upewnić się czy mama nie potrzebuje pomocy, tata chyba zasypiał, ciotka i wuj z zainteresowaniem słuchali dziadka, a ich wnuczek — Sid kopał mnie w nogę. Przy stole brakowało tylko Grace i Mike'a, moich kuzynów i rodziców Sida. W ostatniej chwili okazało się, że coś im wypadło. Widocznie mieli bardzo ważny powód, aby tu nie przyjść. Spotkania rodzinne nie były takie złe.
Dopóki...
— A powiedz mi, Matthew — zwrócił się do mnie wuj i zaczął głaskać się po siwawej brodzie — ty to masz już jakąś nową narzeczoną?
Postawmy sprawę jasno: nigdy w życiu nie miałem narzeczonej, nawet nikogo na stałe. Jednak każda moja dziewczyna (a było ich sporo, z uwagi na to, że imponuje im chyba gapowatość) została na samym starcie ochrzczona „narzeczoną”. Wuj miał ogromny problem ze związkami. Wydawało mu się chyba, że każdy powinien żenić się w wieku lat dwudziestu pięciu, a w wieku dwudziestu sześciu — mieć już dzieci. Przynajmniej piątkę.
— Nie, nie mam, wujku — odpowiedziałem, myśląc o tym, aby wydłubać mu oko widelcem, którym,podczas ataku śmiechu, machała babcia.
Wuj pokiwał głową i znacząco spojrzał na swoją żonę. Mieli mnie za kompletnego ciamajdę.
Mama weszła do kuchni z zapiekanką, więc uznałem, że skoro są wszyscy, mogę powiedzieć im o moim postanowieniu sprzed trzech dni, na któe wpadłem siedząc samotnie po ślubie Niny.
Podniosłem się, głośno szurając krzesłem.
— Cóż, skoro i mama jest już w pomieszczeniu, a my jesteśmy przy temacie mojego życia — rozpocząłem, a oczy wszystkich zwrócily się ku mnie.
Mama wytarła ręcę w fartuszek i z zatroskaną miną usiadła na swoim, dziewiątym miejscu. Za to babcia i dziadek chyba dopiero teraz uświadomili sobie, że tutaj jestem.
Zapadła cisza, a ja poczułem się speszony. Jak na szkolnym przedstawieniu.
— Chciałem tylko powiedzieć, że nie zamierzam już spotykać się z kobietami — dokończyłem.
Tata się ocknął, czknął głośno i ryknął:
— TO ZNACZY, ŻE PRZERZUCASZ SIĘ NA FACETÓW?!
Zapanował chaos; mama przeżegnała się, babcia chyba mdlała, Iris parsknęła śmiechem, wuj krzyknął: „wiedziałem!”, ciotka zrobiła się czerwona na twarzy, a Sid zaczął mocniej kopać mnie w nogę.
— Nie! Nie! — Uniosłem ręce w górę. — Po prostu robię sobie przerwę.
Dziadek zdołała ocucić babcię i wszyscy zrobili się spokojni. Tylko wujek wyglądał na niezadowolonego.
— To dobrze, czasem trzeba zrobić sobie wolne od bab — orzekł tata i zabraliśmy się do jedzenia.
Zaraz po tym nastąpiły rozmowy mamy i cioci, któe zawsze kręciły się wokół tego samego:
— Tereso — poiwiedziała ciocia — do zapiekanki dodałaś parmezanu czy innego sera?
— Ach, wiesz, Dick, nie chciał...
I tak rozpoczęła się rozmowa zupełnie nie na temat sera, czy jedzenia, a wszystkiego.
Kiedy Sid przestał kopać mnie w nogę, powróciłem myślami do ślubu Niny. Próbowałem odtworzyć w myślach — po raz kolejny — to, co naprawdę chciałem jej powiedzieć. W jednej z wersji podchodziłem do ołtarza, odpychałem Brada i to ja całowałem Ninę. W jeszcze innej dawałem jej kwiaty, wyznawałem miłość, a ona uderzała mnie w twarz. Potem Brad. W tej najbardziej melancholijnej po prostu patrzyliśmy sobie w oczy ze smutkiem.
— Iris, dlaczego nie ma Jamesa? — zapytała mama, nagle odrywając się od rozmowy z ciotką.
Iris spojrzała na nią rozkojarzona, ciągle pochłonięta nowym serialem babci, o której ta jej opowiadała.
— Pracuje — odpowiedziała cicho.
Tak naprawdę mama już dawno straciła nadzieję na to, że James się kiedykolwiek pojawi. Pytanie o niego jednak zostało jej tradycją.
James był mężem Iris od dwóch lat, ale na co tygodniowych spotkaniach mamy pojawił się tylko trzy razy. Za pierwszym szybko wyszli, za drugim upił się z tatą, a za trzecim razem wydawał się być najmilszym człowiekiem na świecie. James chyba mnie nie lubił i nie lubił też naszych spotkań. Powiedział kiedyś, że cieszy się, że mógł zabrać ode mnie Iris, co niezbyt dobrze przyjąłem, ale bicie swojego szwagra, w dodatku wyższego ode mnie o głowę, nie było dobrym pomysłem.
— Ale, tak właściwie — Iris odłożyła sztućce — to ja i James sie rozwodzimy.
Tym razem wujek nie krzyknął: „wiedziałem!”.
Cześć. Trafiłam na Twój blog, dzięki reklamie, którą zamieściłaś na jednym z katalogów. Zaintrygował mnie opis, więc postanowiłam zerknąć, co tutaj prezentujesz i muszę przyznać, że tego nie żałuję :)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, bo potem zapomnę napisać, że bardzo spodobał mi się szablon, szczególnie, że jest w takich przyjemnych wiosennych kolorach. Urzekł mnie także wątek kwiatów w opisie opowiadania. Przyznam się, że nigdy wcześniej nie słyszałam o tym, że żonkile są symbolem nieodwzajemnionej miłości. Żałuję tylko, że Matthew nie wykazał się odwagą i nie wręczył tych kwiatów osobiście. Chłopak bardzo cierpi z powodu utraty ukochanej kobiety, ale z drugiej strony jego cierpienie, jest z jego własnej winy. Zastanawiam się, czy ten mężczyzna jest nieco nieśmiały w stosunku do kobiet i dlatego nie wyznał Ninie tego co czuje, czy raczej powody tego sięgają dość głębiej. Z ciekawością będę śledziła dalej losy tego opowiadania, by odszukać odpowiedź na to pytanie, jak także, by dowiedzieć się w jaki sposób Matthew po raz kolejny trafi na Sylvię, bo stawiam, że ta piękna Włoszka to właśnie ona. Z niecierpliwością czekam też, na perspektywę Iris, by móc dowiedzieć się, dlaczego kobieta rozwodzi się ze swoim mężem.
Z ciekawości również zerknęłam na Twój profil i zauważyłam, że masz w planach również drugie opowiadanie. Przeczytałam opis „Kwiatów dla pani domu” i już wiem, że z chęcią zapoznałabym się również z tym opowiadaniem, dlatego miałabym do ciebie prośbę. Czy gdy rozpoczniesz to opowiadanie, to dasz mi znać? :)
Pozdrawiam ciepło i życzę dużo weny. A gdybyś miała kiedyś ochotę poczytać coś nieco innego, to serdecznie zapraszam do siebie na http://sluchajac-dzwieku-ciszy.blogspot.com/
Hejka naklejka.
UsuńSzablon również podoba mi się przez swoją „wiosenność”, ale najchętniej wymieniłabym go na jeszcze bardziej kolorowego. Bardzo się cieszę, że tak ci się to wszystko podoba. A co do „Kwiatów dla pani domu” — oczywiście, że dam znać, choć najpewniej zostanie ono uruchomione za miesiąc.
Oczywiście, że do ciebie wpadnę, wprawdzie nie wyznaję zasady „czytanie za czytanie”, ale wpadam na blogi osób, które mnie czytają na kilka rozdziałów i jak mi się spodoba to zostaję. Możesz się niedługo mnie spodziewać.
witam serdecznie.:D
OdpowiedzUsuńDorwałam Twojego bloga i zainteresowana opisem, zajrzałam. Zawsze, kiedy widzę ładny, schludny szablon to nabieram większej ochoty na zagłębienie się w treść. Twój mi się bardzo podoba. :) Jest schludny, czytelny i tak jak Magdalenie, mi też kojarzy się z nadchodzącą wiosną. ;)
A co do treści to jestem zaciekawiona. Rozdział napisany z perspektywy Matthew wyszedł ci bardzo zgrabnie i ciekawie. To przykre, kiedy miłość zostaje nieodwzajemniona. O tym, że żonkile symbolizują właśnie taką miłość to wiedziałam, ale nie powiem, bardzo podoba mi się użycie symboliki kwiatów w opowiadaniu. :)
Teraz czekam na perspektywę Iris.
Ciekawi mnie ogólny rozwój opowiadania, więc mam nadzieję, że nie będziesz jedną z tych autorek, które porzucają rozpoczęte przez siebie historie.
Pozdrawiam!
www.historie-anny.blogspot.com
Bardzo się cieszę, że perspektywa Matthew się podoba — nie ukrywam, zawsze lepiej wychodzili mi mężczyźni, gorzej może być z Iris.
UsuńWszystko mam już zaplanowane, ale niestety zdarzają mi się potknięcia przy wstawianiu rozdziałów. W przypadku drugiego najpierw mnie nie było, a potem przedłużyłam jeszcze o jeden dzień. ;__;
Dziękuję za komentarz!
Trafiłam na twojego bloga przez innego bloga, spodobał mi się opis i postanowiłam przeczytać.
OdpowiedzUsuńWidać, że Matthew cierpi po rozstaniu z Niną. Zastanawia mnie dlaczego nie powiedział jej o swoich uczuciach. I jak było między nimi przed jej ślubem. Czy była to zwykła znajomość i Matthew nie miał odwagi powiedzieć jej o uczuciach, czy wcześniej się spotykali, ale Nina wybrała Brada. Szkoda, że Matthew sam nie dał jej tych żonkili. Jestem ciekawa jaka byłaby reakcja Niny.
Czekam też na kolejne spotkanie Matthew i Sylvii.
Będę czytać dalej.
Nina to historia krótka i prosta — ona nie kocha, on kocha, no i ona nie wie, ze on kocha, więc nigdy nie będą razem. Tak to wyglądało przed jej ślubem, więc nic ich nigdy takiego nie łączyło.
UsuńStandardowo zacznę od tego, co mnie razi.
OdpowiedzUsuńa do poczerwieniałych oczy podchodziły łzy
OCZU.
podobała mi się we wszystkim, nawet wtedy, kiedy płakał z uśmiechem na twarzy, patrząc prosto w oczy swojego męża
PŁAKAŁA.
widelcem, którym,podczas ataku śmiechu, machała babcia
Pierwszy przecinek jest w dobrym miejscu, ale pozostałe dwa są całkowicie zbędne.
W kilku zdaniach coś mi nie grało, były nieco nieporadne. Ale mniejsza o to. XD Przechodzimy do treści. Nie wiem, co Matthew ma do Niny, ale wiem już od początku, że strasznie jej nie lubię. Za to Włoszka skradła moje serce. Wydaje mi się, że będzie dobrą postacią i już im kibicuję. Jedyne, co mnie raziło, to ta litania uwielbienia w myślach Matta. To takie... typowe. Facet widzi kobietę po raz pierwszy i od razu leci "jaka ona piękna". Brakuje mi romansów z takim, bo ja wiem, dystansem? No wiesz, że taka zażyła relacja wychodzi w skutek dłuższej znajomości. Dłuższej niż jedno spotkanie.
I wiesz co? Wujek jest moim ulubionym bohaterem. Wygrał wszystko. :D Ten rozdział należy do niego.
A, no i Matthew. Czuję, że ciepłe kluchy z niego. Znacznie bardziej lubię bohaterów pewnych siebie, twardych, nawet i brutalnych. Z nimi zawsze jest dobra zabawa. O ile nie postawisz takiego mena na drodze Iris, to chyba na nic takiego się nie zapowiada. :c W sensie, nie chodzi mi o brak dobrej zabawy, nie, tylko o twardego bohatera.
Jestem ciekawa, jak to wszystko potoczy się dalej i w jaki sposób Matt znów spotka Włoszkę. Lecę do kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam
(i chyba zostanę na dłużej, bo podoba mi się Twój lekki styl),
Koneko
PS. Jeśli nie masz nic przeciwko połączeniu romansu z lekkim fantasy, to zapraszam do siebie: ukladywgwiazdach.blogspot.com :D
Wracam do akcji, więc odpowiadam na komcie.
UsuńBłędy poprawię, dzięki za zwrócenie uwagi, pierwsze to po prostu moja nieuwaga, ale to trzecie... WTF?! co ja zrobiłam? To miało być wtrącenie, ale jest jakieś niepełnosprawne.
Pierwsze wrażenie Matta jest takie, bo jest właśnie tymi ciepłymi kluchami, na takiego go kreuję. Ale więcej takich mężczyzn jak on nie będzie. I takich „szybkich zakochań”, to po prostu Matthew.
Mam nadzieję, że ciągle tu będziesz, kiedy kopnę to opko. XD Zamierzam to zrobić jeszcze w tym tygodniu, bo mam pół rozdziału. Tylko szablon trzeba zmienić.
Buziaki. ♥